Moja pierwsza przygoda związana z pisaniem o książkach była dość intensywna, ale krótka. Chociaż prowadzenie bloga "Wśród książek" dało mi wiele satysfakcji, to niestety zostało nagle przerwane przez pewne trudności w moim życiu. Teraz wydaje mi się, że poradziłem sobie z większością z nich i może kolejne miesiące będą, jeśli nie spokojniejsze, to przynajmniej nieco bardziej stabilne. Chciałbym więc poświęcić nieco mojego wolnego czasu na czytanie książek i pisanie o nich.
Zastanawiałem się, czy kontynuować pisanie właśnie tego bloga, czy zacząć wszystko od początku pod nowym szyldem. Zdecydowałem się ostatecznie na to drugie rozwiązanie i tak właśnie powstał Ostatni Akapit. Nowy blog, z nową nazwą, z wykupioną własną domeną, która mi się podobała. Chciałem, aby w ten sposób blog był jeszcze bardziej "mój" i niepowtarzalny. W zamierzeniu ma być też nieco bardziej osobisty, ale to już zależy od tego, na ile będzie mi się udawało "uzewnętrzniać" :)
Na dobry początek udało mi się napisać dwie recenzje książek: "Domu na Placu Waszyngtona" Henry'ego Jamesa oraz "Jądra ciemności" Josepha Conrada. Wkrótce pojawią się następne, tym razem nieco bardziej współczesnych powieści. Pozostaje mi tylko zaprosić serdecznie wszystkich dotychczasowych czytelników do czytania Ostatniego Akapitu. Zapraszam!
Wśród książek
Blog o literackich zainteresowaniach Michała.
niedziela, 8 kwietnia 2012
niedziela, 31 lipca 2011
"Firmin" - Sam Savage
Jeśli zapytasz mnie, czym jest ta książka, to pierwszym słowem, które przyjdzie mi na myśl, będzie Opowieść. Jest to bowiem prawdziwa opowieść, której chce się słuchać lub zaczytywać się w niej. Nie trudno ją pokochać, kiedy nieco zżyjemy się z głównym bohaterem.
Jest to historia szczura, lecz wiele mówi o ludziach. Odnajdziemy w niej samotność, brak zrozumienia, bezwzględność świata, w którym przychodzi nam żyć i poczucie zagubienia. Od pierwszych stron nie brakuje też znanej nam miłości i przywiązania do książek. Tak łatwo jest się odnaleźć w tej powieści, będąc zapalonym czytelnikiem!
"Firmin" to książka mądra, jest jak życie, z chwilami radosnymi i smutnymi, z trudnościami i dylematami. I wszystko to w "dorosłej" bajce o sympatycznym szczurku z biednym, szczurzym żywotem. Zostanie na półce mojej domowej biblioteczki i pewnego dnia, kiedy zaczną kłębić się w mojej głowie nostalgiczne myśli, wrócę do niej.
Jest to historia szczura, lecz wiele mówi o ludziach. Odnajdziemy w niej samotność, brak zrozumienia, bezwzględność świata, w którym przychodzi nam żyć i poczucie zagubienia. Od pierwszych stron nie brakuje też znanej nam miłości i przywiązania do książek. Tak łatwo jest się odnaleźć w tej powieści, będąc zapalonym czytelnikiem!
"Firmin" to książka mądra, jest jak życie, z chwilami radosnymi i smutnymi, z trudnościami i dylematami. I wszystko to w "dorosłej" bajce o sympatycznym szczurku z biednym, szczurzym żywotem. Zostanie na półce mojej domowej biblioteczki i pewnego dnia, kiedy zaczną kłębić się w mojej głowie nostalgiczne myśli, wrócę do niej.
środa, 27 lipca 2011
"Zapasy z życiem" - Eric Emmanuel Schmitt
Uwaga, recenzja może zawierać spoilery!
"Zapasy z życiem" to mała książeczka, właściwie wydane osobno opowiadanie. Krótka, pozytywna historia, w której coś się niezbyt dobrze zaczyna, ale kończy klasycznym happy-endem.
Jestem nią rozczarowany. Przeczytałem wcześniej dwie książki Schmitta i kilka opowiadań, ale wydawały się one mieć większą głębię, ciekawiej rozwijały swoje opowieści i były mniej banalne. Tutaj natomiast chłopiec z problemami, z pewnym oporem, ale wiernie słuchając swojego mistrza, staje się mądrym i wolnym od dawnych słabości młodzieńcem. To standardowy scenariusz kiczowatego amerykańskiego filmu.
Drażni mnie też nachalność reklamy buddyzmu zen w tym opowiadaniu. Za sprawą tej religii, w magiczny sposób rozwiązywane są wszystkie życiowe problemy, a bohater odnosi sukces za sukcesem. Tak nie wygląda życie, a tym bardziej w ten sposób nie powinna wyglądać dobra literatura. To szczyt kiczu i drwina z inteligencji czytelnika.
Podsumowując, jeśli szukasz wartościowej literatury, omijaj "Zapasy z życiem" szerokim łukiem. Jeśli natomiast jesteś w stanie przymknąć oko na moje zarzuty, a masz chęć na ociekające cukrem opowiadanie w zastępstwie kolejnej hollywoodzkiej produkcji, może nie dostaniesz niestrawności czytając je.
"Zapasy z życiem" to mała książeczka, właściwie wydane osobno opowiadanie. Krótka, pozytywna historia, w której coś się niezbyt dobrze zaczyna, ale kończy klasycznym happy-endem.
Jestem nią rozczarowany. Przeczytałem wcześniej dwie książki Schmitta i kilka opowiadań, ale wydawały się one mieć większą głębię, ciekawiej rozwijały swoje opowieści i były mniej banalne. Tutaj natomiast chłopiec z problemami, z pewnym oporem, ale wiernie słuchając swojego mistrza, staje się mądrym i wolnym od dawnych słabości młodzieńcem. To standardowy scenariusz kiczowatego amerykańskiego filmu.
Drażni mnie też nachalność reklamy buddyzmu zen w tym opowiadaniu. Za sprawą tej religii, w magiczny sposób rozwiązywane są wszystkie życiowe problemy, a bohater odnosi sukces za sukcesem. Tak nie wygląda życie, a tym bardziej w ten sposób nie powinna wyglądać dobra literatura. To szczyt kiczu i drwina z inteligencji czytelnika.
Podsumowując, jeśli szukasz wartościowej literatury, omijaj "Zapasy z życiem" szerokim łukiem. Jeśli natomiast jesteś w stanie przymknąć oko na moje zarzuty, a masz chęć na ociekające cukrem opowiadanie w zastępstwie kolejnej hollywoodzkiej produkcji, może nie dostaniesz niestrawności czytając je.
"Lord Jim" - Joseph Conrad
Lord Jim w nowym, ładnym wydaniu i w świeżym tłumaczeniu stał dumnie na mojej ulubionej półce z książkami w oczekiwaniu, aż znajdę wystarczająco dużo czasu, siły i odwagi, aby się z nim zmierzyć. Jest to bowiem książka, do której nie można podejść w pośpiechu, bez odpowiedniego przemyślenia wydarzeń i słów zawartych w każdym kolejnym rozdziale.
Za pierwszym razem czytałem powieść Josepha Conrada w liceum, jako obowiązkową lekturę i pamiętam, jak ciężko było mi przez nią przebrnąć. Akcja rozwija się stopniowo, bez pośpiechu i w nietypowej formie opowieści starego marynarza. Może to szybko znudzić niecierpliwego czytelnika. Przyznaję, że nudziło i mnie - ówczesnego licealistę. Tym razem było mi nieco łatwiej, bo przez 9 lat niejedną ciężką książkę moje oczy widziały.
Jeśli czytelnika nie zniechęci średnio przystępna, choć wielkiego kunsztu forma, z pewnością poruszy go i zmusi do przemyśleń doskonała treść. Autor w opowieści o marynarzach i ich przygodach porusza problemy, z jakimi nie często mamy do czynienia w literaturze. Oto młody bohater, Jim, zmaga się nie tyle z trudnościami stawianymi przed nim przez los, co z ciężarem wizji człowieka, którym chciałby być, marzeniem o własnym bohaterstwie i pogonią za romantycznym ideałem. W konsekwencji staje się postacią tragiczną, nad którą zdaje się wisieć fatum zrodzone ze słabości Jima.
Myślę, że nie bez powodu akcja powieści przekazywana jest nam z pewnej perspektywy. Nie towarzyszymy bezpośrednio Jimowi, lecz poznajemy historię za pośrednictwem starego marynarza Marlowa. Daje nam to odpowiedni dystans, byśmy mogli nieco chłodniej ocenić działania Jima. On sam bowiem "jest jednym z nas" i może wcale nie byłoby nam trudno całkowicie się z nim utożsamić. Przecież każdy z nas jest lub był młody, zapatrzony w romantyczne ideały i niejednemu z nas zdarzyło się w młodości, pod wpływem chwili, popełnić jakiś fatalny błąd, który przez długie lata mógł nas nawiedzać w bolesnych, wstydliwych wspomnieniach. A jednak autor poddaje nam drugi punkt widzenia - starszego, doświadczonego człowieka, który niejedno już widział i ma prawo inaczej oceniać młodszego przyjaciela. W tej sytuacji od nas zależy, komu przyznamy więcej racji.
"Lord Jim" to wielka powieść. Niełatwa, ale mądra i dająca wiele satysfakcji z dotarcia do kresu podróży w jaką nas zabierze. Na pewno niejeden czytelnik przedwcześnie wyskoczył z niej, widząc w dziele Conrada tonący okręt nudy. Ja ze swojej strony zapewniam, że warto pozostać na pokładzie z kapitanem Marlowem.
Za pierwszym razem czytałem powieść Josepha Conrada w liceum, jako obowiązkową lekturę i pamiętam, jak ciężko było mi przez nią przebrnąć. Akcja rozwija się stopniowo, bez pośpiechu i w nietypowej formie opowieści starego marynarza. Może to szybko znudzić niecierpliwego czytelnika. Przyznaję, że nudziło i mnie - ówczesnego licealistę. Tym razem było mi nieco łatwiej, bo przez 9 lat niejedną ciężką książkę moje oczy widziały.
Jeśli czytelnika nie zniechęci średnio przystępna, choć wielkiego kunsztu forma, z pewnością poruszy go i zmusi do przemyśleń doskonała treść. Autor w opowieści o marynarzach i ich przygodach porusza problemy, z jakimi nie często mamy do czynienia w literaturze. Oto młody bohater, Jim, zmaga się nie tyle z trudnościami stawianymi przed nim przez los, co z ciężarem wizji człowieka, którym chciałby być, marzeniem o własnym bohaterstwie i pogonią za romantycznym ideałem. W konsekwencji staje się postacią tragiczną, nad którą zdaje się wisieć fatum zrodzone ze słabości Jima.
Myślę, że nie bez powodu akcja powieści przekazywana jest nam z pewnej perspektywy. Nie towarzyszymy bezpośrednio Jimowi, lecz poznajemy historię za pośrednictwem starego marynarza Marlowa. Daje nam to odpowiedni dystans, byśmy mogli nieco chłodniej ocenić działania Jima. On sam bowiem "jest jednym z nas" i może wcale nie byłoby nam trudno całkowicie się z nim utożsamić. Przecież każdy z nas jest lub był młody, zapatrzony w romantyczne ideały i niejednemu z nas zdarzyło się w młodości, pod wpływem chwili, popełnić jakiś fatalny błąd, który przez długie lata mógł nas nawiedzać w bolesnych, wstydliwych wspomnieniach. A jednak autor poddaje nam drugi punkt widzenia - starszego, doświadczonego człowieka, który niejedno już widział i ma prawo inaczej oceniać młodszego przyjaciela. W tej sytuacji od nas zależy, komu przyznamy więcej racji.
"Lord Jim" to wielka powieść. Niełatwa, ale mądra i dająca wiele satysfakcji z dotarcia do kresu podróży w jaką nas zabierze. Na pewno niejeden czytelnik przedwcześnie wyskoczył z niej, widząc w dziele Conrada tonący okręt nudy. Ja ze swojej strony zapewniam, że warto pozostać na pokładzie z kapitanem Marlowem.
niedziela, 24 lipca 2011
"Rzeczy pierwsze" - Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Sięgając po "Rzeczy pierwsze" nie wiedziałem czym ta niewielka książka jest. Dość szybko wyjaśniło się, że to autobiografia, ale nie sposób domyślić się, które z opisanych wydarzeń rzeczywiście miały miejsce.
Autorowi trzeba przyznać, że ma talent do opowiadania. Czytanie tej historii okazało się czystą przyjemnością, a na mojej twarzy nie raz zagościł uśmiech. Bohaterowie są barwni i niepowtarzalni, a Klimko-Dobrzaniecki potrafi sprawić, że prezentowana przez niego postać już po kilku zdaniach jest nam zarazem bliska i fascynująca. Opisywane sytuacje bywają zaskakujące, a czytelnik nie raz zastanawia się, czy taki scenariusz napisało życie, czy może bogata wyobraźnia autora.
Po odłożeniu książki na półkę zastanawiam się, co prócz rozrywki się w niej kryje. Pierwsze co przychodzi na myśl, to osoba głównego bohatera i najciekawsze momenty jego życia. Jest to człowiek, który nie boi się ruszyć autostopem w nieznane, postawić wszystkiego na jedną kartę i czekać na to, co nowego życie może mu przynieść. Facet, który nie boi się pracy i pisarz, który nie chce być przywiązany do etatu. Ktoś, kto potrafi wziąć sprawy w swoje ręce, kiedy coś mu nie pasuje. Nie ukrywam, że w wielu miejscach mi imponuje.
To, o czym napisałem, to dużo treści w małej książce. Czy po tym pierwszym przeczytaniu zauważyłem wszystko, co "Rzeczy pierwsze" mają do zaoferowania? Nie wiem, być może tak, a może gdzieś tam jest drugie dno. Zastanawiam się, jak tę powieść odebrali inni czytelnicy.
Autorowi trzeba przyznać, że ma talent do opowiadania. Czytanie tej historii okazało się czystą przyjemnością, a na mojej twarzy nie raz zagościł uśmiech. Bohaterowie są barwni i niepowtarzalni, a Klimko-Dobrzaniecki potrafi sprawić, że prezentowana przez niego postać już po kilku zdaniach jest nam zarazem bliska i fascynująca. Opisywane sytuacje bywają zaskakujące, a czytelnik nie raz zastanawia się, czy taki scenariusz napisało życie, czy może bogata wyobraźnia autora.
Po odłożeniu książki na półkę zastanawiam się, co prócz rozrywki się w niej kryje. Pierwsze co przychodzi na myśl, to osoba głównego bohatera i najciekawsze momenty jego życia. Jest to człowiek, który nie boi się ruszyć autostopem w nieznane, postawić wszystkiego na jedną kartę i czekać na to, co nowego życie może mu przynieść. Facet, który nie boi się pracy i pisarz, który nie chce być przywiązany do etatu. Ktoś, kto potrafi wziąć sprawy w swoje ręce, kiedy coś mu nie pasuje. Nie ukrywam, że w wielu miejscach mi imponuje.
To, o czym napisałem, to dużo treści w małej książce. Czy po tym pierwszym przeczytaniu zauważyłem wszystko, co "Rzeczy pierwsze" mają do zaoferowania? Nie wiem, być może tak, a może gdzieś tam jest drugie dno. Zastanawiam się, jak tę powieść odebrali inni czytelnicy.
piątek, 22 lipca 2011
"Łowca autografów" - Zadie Smith
To mój pierwszy kontakt z prozą pani Zadie Smith, chociaż już dość dawno temu czytałem o niej wiele dobrego. Książkę "Łowca autografów" dostałem ostatnio w prezencie od mojego brata, więc nie wypadało, żeby kurzyła się zbyt długo na półce.
Przyznam szczerze, że na początku nie było mi łatwo rozsmakować się w niej. Powieść wydawała mi się nieco zbyt obca, trochę nudnawa, a bohaterowie antypatyczni. Nie potrafiłem doszukać się w niej głębszego sensu. Mimo to byłem zdecydowany doczytać ją do końca i cieszę się, że tak się stało. Z rozdziału na rozdział książka i jej bohaterowie stawali się mi bliżsi, a opowieść nabierała coraz żywszych barw, by w ostatnich rozdziałach zmusić mnie do głębszego zastanowienia nad kilkoma istotnymi w życiu sprawami.
Poza kwestiami najbardziej ewidentnymi i rzucającymi się w oczy, jak problem sławy, "Łowca autografów" stał się dla mnie również powieścią o zagubieniu człowieka we współczesnym świecie, o tym, jak łatwo stracić z oczu to, co naprawdę ważne i skupić się na pogoni za rzeczami, które nie dadzą szczęścia. Widzę w niej też ostrzeżenie przed duchową pustką, która popycha nas we wspomniane niebezpieczeństwa, by ostatecznie uwięzić w samotności.
Książka Zadie Smith zaczęła się na pozór niepoważnie i jak dla mnie, mało ciekawie. Z czasem odkryła jednak przede mną swoją głębię. Zaczynam odczuwać pokusę sięgnięcia po inne powieści tej autorki.
"Zazdrość i medycyna" - Michał Choromański
"Zazdrość i medycyna" dość długo czekała na mojej półce zanim po nią sięgnąłem i cieszę się, że w końcu to zrobiłem. Od początku wydawała mi się nieco zbyt dziwna, zakręcona, za mało "na serio" i przesycona absurdem. Choromański stworzył jakby krzywe zwierciadło, w którym odbija się zniekształcony do śmieszności obraz ludzkich dramatów. Ten dysonans między formą a głęboką treścią razi, ale stworzony jest po mistrzowsku i stanowi o artystycznej wartości powieści.
Czytając "Zazdrość..." stopniowo odkrywałem to, co jest w niej dla mnie najciekawsze, czyli jakiś obraz prawdy o człowieku. Widziałem w niej ludzi nie różniących się od tych, których sam spotkałem. Znalazłem obraz związku między mężczyzną a kobietą, podobny do tych, które obserwowałem w życiu. Te odkrycia sprawiły, że uważam książkę Michała Choromańskiego za wartą przeczytania ze względu na realistyczne, mimo znacznego przerysowania, odzwierciedlenie ludzkiej psychiki oraz artyzm formy, z jakiej autor skorzystał.
Czytając "Zazdrość..." stopniowo odkrywałem to, co jest w niej dla mnie najciekawsze, czyli jakiś obraz prawdy o człowieku. Widziałem w niej ludzi nie różniących się od tych, których sam spotkałem. Znalazłem obraz związku między mężczyzną a kobietą, podobny do tych, które obserwowałem w życiu. Te odkrycia sprawiły, że uważam książkę Michała Choromańskiego za wartą przeczytania ze względu na realistyczne, mimo znacznego przerysowania, odzwierciedlenie ludzkiej psychiki oraz artyzm formy, z jakiej autor skorzystał.
Subskrybuj:
Posty (Atom)